świąteczny

Rotator

środa, 28 sierpnia 2013

Zgubiłam dziecko! :/

Wiki dostała skierowanie na badanie krwi, więc rano poszłyśmy na pobranie. Dzielna ta nasza dziewczynka jest. Pani wkłuła się jej w rączkę, kręciła igłą, bo krewka nie chciała lecieć. Potem nakłuwała jeszcze dwa paluszki i z nich wyduszała krew do próbówki. A Wiki nie wyrywała się, nie krzyczała, leciutko pod nosem pochlipywała, wstyd przyznać ale to ja chyba więcej łez wylałam niż ona. Wszystkie moje obawy okazały się na wyrost. Wiki przetrwała bez jedzenia, była grzeczna w gabinecie i czuje się dobrze. 

W związku z tym, że wzięłam dzień wolnego, chciałam przy okazji załatwić zakupy. Od poniedziałku Wiki idzie do nowego żłobka. Musimy kupić między innymi piżamki, skarpetki też już małe więc trzeba kupić nowe itp. itd. 

źródło: internet

Załatwiłyśmy zakupy w sklepie spożywczym i poszliśmy do Pepco. O godzinie 9.00 w sklepie tłumów nie ma, zdecydowanie sprzyjające warunki. Byłyśmy my i jeszcze 2 panie z dziećmi. Wiki tylko weszła do sklepu od razu ruszyła między regały, więc ja za nią. Pooglądałyśmy zabawki, a później skierowałam ją do ubranek. Ona biegła, a ja w niedalekiej odległości szłam za nią i wypatrywałam piżam. W pewnym momencie zauważyłam na wieszaku komplet wyglądający jak piżamy, spojrzałam czy do koszulki są długie spodnie i w tym momencie straciłam Wiki z oczu. Wołam ją, a ona nic. Cisza. To ja ruszam w poszukiwaniu naszej Kruszyny, bo przed oczami już mi stawały opustoszone pułki i sterta zabawek/ciuszków na ziemi. Obeszłam cały sklep nawołując ją i cisza. Słychać tylko chłopca, który ogląda z mamą zabawki. Obleciałam jeszcze raz sklep i drugi i trzeci raz i już czarne myśli opanowały moją głowę. Przecież w tym czasie jak straciłam dziecko z oczu, to drzwi sklepu się zamykały, więc może ktoś uprowadził Wiktorię, a może sama przy okazji wyszła pozwiedzać i nawet papa nie powiedziała. Szybciej wyleciałam na parking, tam nikogo nie było. Z powrotem do sklepu pobiegłam, do poszukiwań przyłączyła się Pani rozkładająca towar. Przeszłyśmy wszystkie alejki, postawiłyśmy pozostałe klientki w stan gotowości. ... Mam wrażenie, że wieczność ją szukałam.
W końcu znalazła się. Jedna Pani wypatrzyła ją ... w sumie nie wiem gdzie. Wiki spokojna, zupełnie nie wiedziała o co chodzi i dlaczego mama ryczy i ją ściska. Nigdy mnie tak nie wystraszyła jak dzisiaj. Zazwyczaj jak Kruszynka biega po sklepie to wszędzie ja widać i słychać, nie ma problemu z ustaleniem, gdzie jest bo robi dużo hałasu. Tym razem było inaczej. Cisza. To najbardziej mnie przeraziło. Jak już Wiktorię przytuliłam, to po zapachu wyczułam, dlaczego schowała się i siedziała cicho. 

15 komentarzy :

  1. Już sobie wyobrażam jaka panika Cię ogarnęła ;/
    Dobrze, że wszystko się szczęśliwie skończyło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejku :( ale się strachu najadłaś :/ Dobrze, że nic się nie stało.
    Na Słowacji jak teraz byłam, to była jedna sytuacja- siedzimy przy naszym obozowisku, a tu uliczką na polu namiotowo- campinowym idzie sobie około półtora roczny szkrab. Myślimy sobie, że pewnie za nim rodzice idą. Z dziewczynami po chwili zaczęłyśmy zbierać się pod prysznic. Idziemy sobie spokojnie i słyszymy płacz. Patrzymy, a ten szkrab przed zamkniętym namiotem stoi i płacze. Rozglądamy się za rodzicami, a ich ani widu ani słychu. Po niedługim czasie podszedł jakiś gościu (znajomy rodziców, ale on w tym czasie wyszedł z kuchni obozowej z całkowicie drugiej strony z kąd dziecko przyszło) i próbował uspokoić szkraba. Po około 6-7 minutach! pojawili się na horyzoncie rodzice... Brak słów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam napisać, że rodzice tym się w ogóle nie przejęli. I w ostatni dzień jak wyjeżdżali, to też podjechali pod recepcję, mama szkraba wypuściła, a on w swoją stronę, a ona w ogóle na niego uwagi nie zwracała tylko gadała z mężem odwrócona tyłem do dziecka. Dosłownie miała w pompie...

      Usuń
  3. Oj ale się strachu najadłaś. Moja siostra jak miała jakieś 5 latek zgubiła się w supermarkecie. Podeszła do pani z obsługi, poznała ją po uniformie i powiedziała: "Przepraszam bardzo a ja się zgubiłam". Ze stresu nie mogła sobie przypomnieć jak ma na nazwisko, więc przez megafony zawołali rodziców małej Oli. Panie były pełne podziwu, ze takie małe dziecko wiedziało jak się zachować. A Ola dopiero jak zobaczyła mamę to nerwy jej puściły i wpadła w histerię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. straszne ! obyś więc się tak nie zamartwiała !

    OdpowiedzUsuń
  5. Słonko, myślę, że wiele z nas przeżyło podobne historie, dlatego staram się nikogo nie oceniasz. Powiem Ci tylko tyle, ze ja już bym chyba na zawał zeszła, gdyby mi Nadia taki numer wykręciła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Parę lat temu przerabiałam to osobiście, więc doskonale rozumiem Twoje przerażenie! Wystarczy moment, aby dziecko spuścić z oczu! Dobrze, że pozytywnie się skończyło... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja już to przerabiałam 3 razy... Od ostatniej przygody dzieć ma wstręt do sklepów i zaczął na nowo moczyć się w nocy :/

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko, ja bym padła na miejscu. Od razu. Malucha zabieram ze sobą do sklepu tylko wtedy, kiedy muszę. Staram się tego unikać. Ale kiedy już idziemy razem, to zawsze go trzymam na rękach. On jest taki szalony, że i tak niczego bym nie mogła spokojnie zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My zakupy robimy pełną rodziną, jak nie ma wózków sklepowych, to jeden rodzic za dzieckiem biega, a drugi szuka co potrzebne ... ale nie zawsze tak się udaje, żeby we dwoje być.
      Na rękach Wiktoria nie da się nosić w sklepie odkąd chodzić się nauczyła.

      Usuń
  9. Ojej, masakra, nie wyobrażam sobie tego.

    OdpowiedzUsuń
  10. znam taki stres. kiedyś córa na wakacjach w pensjonacie się zawieruszyła.

    feeria

    OdpowiedzUsuń
  11. okropne uczucie, najgorszy z możliwych strachów jest ten o dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  12. nie wyobrażam sobie przez co przeszłaś - mi bicie serca przyspiesza gdy tylko stracę J. na minutę z oczu
    z drugiej strony w spożywczym zawsze biega "luzem", bo Panie go znają i mam pewność, że nie zniknie
    tzn. miałam - właśnie zwątpiłam
    najważniejsze, że się szczęśliwie odnalazłyście :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mi miło, że odwiedziłaś/eś mojego bloga :) jeszcze milej mi będzie jak zostawisz kilka słów komentarza :) Zapraszam do kolejnych odwiedzin :)