świąteczny

Rotator

środa, 28 lutego 2018

Tym razem waga była dla mnie łaskawa ;)

Zmiany idą w dobrym kierunku :D Mam na myśli póki co wagę :) Na początku roku, kiedy postanowiłam zabrać się za zrzucanie kilogramów zaplanowałam ważyć się i mierzyć co 2 tygodnie i póki co udaje mi się tego założenia trzymać. Myślę, że dwutygodniowe odstępy są dobre :) Z jednej strony już widać jakąś różnicę, a z drugiej strony jest ta dodatkowa motywacja, że za kilka dni wejdę na wagę i ... no właśnie jak się objem, to będzie to widać ;) 

Poprzednio jak pisałam trochę byłam zawiedziona, bo moja waga nie spadła pomimo ćwiczeń i ograniczeń w jedzeniu. Tym razem jestem zadowolona :) Sami zerknijcie w moją tabelkę :) 


Nie muszę już dużo chudnąć :) ale brzuch nadal wymaga sporo pracy. Niemniej już teraz jak wciągnę go, to widzę, że mam tam jakieś mięśnie ;) Obym tylko wytrwała, a będzie dobrze :D Przyznam, że jesteście moją mocną motywacją. Jak pomyślę sobie, że inni dali radę zrzucić dużo więcej ode mnie i trwają w dobrej wadze, to od razu nastawiam się na to, że i ja muszę dać radę. Z ćwiczeniami jest nadal nieźle, choć oczywiście miewam gorsze dni, kiedy mniej mi się chce iść na siłownię, ale jak na razie bez konkretnych powodów nie rezygnuję z ćwiczeń. Staram się w zgodzie z moim pierwotnymi założeniami chodzić trzy razy w tygodniu na dwie godziny na siłownię i zazwyczaj się to udaje. Z siłowni jak na razie zrezygnowałam tylko dlatego, że musiałam się przygotować do sesji zdjęciowej Wiki i Hani, no i wcześniej ze względu na Walentynki :) Ćwiczę też brzuszki w domu, w te dni, kiedy nie chodzę na siłownię, może nie każdego dnia, jednak każdy brzuszek więcej, to ładniejszy brzuch, prawda ;) ?

Na siłownię ostatnio częściej po południu wychodzę, bo jak do 23.00 siedziałam, to zmęczenie następnego dnia bywało zbyt duże ...

Gorzej jest z dietą :) Ostatnio po 2 godzinach ćwiczeń wpadłam do sklepu, zrobiłam zakupy i jeszcze na przystanku autobusowym wciągnęłam batona, wafel ryżowy i jabłko ... na szczęście to jabłko mnie zapchało. Ogólnie stwierdzam, że dobre, słodkie jabłka potrafią trochę wygłuszyć moją potrzebę zjedzenia czegoś dobrego. Ale była też ostatnio i pizza i paluszki i a coś słodkiego zdarza się często ... Coraz częściej też dojadam ZNOWU po córkach ... A to nie zmierza w dobrą stronę. Ja uwielbiam jeść i wiem, że jak zjem kawałek czekolady to przed kolejnym się nie powstrzymam, także najbardziej się obawiam tego, że wrócę do obżerania się :( 


Czekam na książkę, która ma mnie zmotywować do pozytywniejszego nastawienia się w kwestii zmian :D Trochę to głupie, ale serio mam nadzieję, że się naczytam i to mi trochę pomoże :D Wyczytałam też w internecie o dobrodziejstwach witaminy C, o tym, że jest największym wrogiem tłuszczu, także cytryna coraz częściej trafia do mojej butelki z wodą, zaczynam też łykać witaminę C, no i nastawiam się na większą ilość owoców i warzyw, żeby to C było jak najbardziej naturalne :D Za dietę taką typowo w kierunku minimalizowania łuszczycy jeszcze się nie wzięłam, ale zrobię to :D 


A co u Was słychać? Planujecie jakieś zmiany? A może właśnie je wprowadzacie? Jeśli tak, życzę Wam wytrwałości :D i dążenia do celu, nawet małymi kroczkami, ale w dobrym kierunku :D

wtorek, 20 lutego 2018

Los mi zsyła "Unf*uck Yourself. Napraw się" Gary’ego Johna Bishopa

Wczorajszy dzień był w pewien sposób niesamowity :) 

Spotkałam się z Iloną z bloga Codzienność Mamy i Nauczanki i zaskoczył mnie pewien e-mail :D  Mam wrażenie, że los mnie wspiera :D i tym razem będzie mi dane wprowadzić w życie zaplanowane zmiany :D 

Dzięki Ilonie, nie zjadłam kuszącej babeczki :D, a ten mail zaskoczył mnie ... dopasowaniem swojej  zawartości do moich obecnych potrzeb, w związku ze zmianami jakie zaczęłam wprowadzać w swoim życiu. Wyobraźcie sobie, że 28 lutego nakładem Wydawnictwa Insignis ukaże się książka „Unf*uck Yourself. Napraw się” Gary’ego Johna Bishopa. 




Przeczytałam jej fragment (Was również do tego zachęcam, a znajdziecie go TU) i okazuje się, że to jest właśnie to, czego potrzebuję. Zmiana sposobu myślenia :)

Autor książki "Unf*uck Yourself. Napraw się" twierdzi, że jeśli nauczymy się przedstawiać swoje problemy bardziej optymistycznie, zobaczymy świat z nowej, lepszej perspektywy. Dlatego powinniśmy potrenować i zmienić słowa toczącego się w nas dialogu wewnętrznego. 

Coś w tym musi być :D Spójrzcie na mój poprzedni wpis. Jak kształtują się moje myśli? NEGATYWNIE!  Schudłam tylko dwa kilogramy, zrezygnowałam z tylu pyszności ... Przeczytam tę książkę i wypróbuję zaprezentowane przez Gary’ego Johna Bishopa metody. Kto wie, może nauczę się widzieć szklankę do połowy pełną ;) zmienię swoje myślenie, a dzięki temu osiągnę w końcu sukces :D

"Im częściej powtarzasz, jakie coś jest trudne, tym trudniejsze będzie ci się to wydawać" 

Swoją drogą, moja Mama też tak mówiła, jak marudziłam, że to czego mam się nauczyć jest głupie i niepotrzebne i nie wchodzi do głowy :) Ale kto by słuchał mamy ;) 



Już niedługo zabiorę się za lekturę książki, a potem napiszę co o niej sądzę. Czy i Was zainteresowała ta pozycja? Jeśli ją przeczytacie, wróćcie do tego wpisu i podzielcie się ze mną i innymi czytelnikami swoją opinią :) Czekam na Was :D

piątek, 16 lutego 2018

Ostatni moment na zmiany

Mamy już 2018 rok :) Wiki poszła do zerówki. Hania ma już skończone dwa lata i chcielibyśmy, żeby we wrześniu poszła do przedszkola. Także ten rok jest moim ostatnim rokiem urlopu wychowawczego. Wiadomo, że jak już wrócę do pracy, czasu będę miała zdecydowanie mniej. Dlatego postanowiłam wykorzystać pozostały mi czas i wprowadzić w swoim życiu zmiany. Po pierwsze schudnąć, po drugie łuszczycę podejść od innej strony, po trzecie odświeżyć wiedzę. 

Zacznę od końca - tak będzie szybciej ;)
Zabrałam się za czytanie fachowej literatury, ale coś mi czasu na to brak, więc do tego punktu, to przyłożę się w drugiej połowie roku. Rozglądałam się również w internecie i znalazłam na gruponie kurs, który mnie interesuje. Myślę, że go wykupię bliżej końca wychowawczego, żeby szukając pracy być na bieżąco ze zmianami. Muszę ogarnąć inne tematy, zanim zacznę poważnie się do tego zabierać i nastawić się odpowiednio psychicznie :D

Pod koniec 2017 roku łuszczyca dała mi się strasznie we znaki, także w grudniu wróciłam do jedzenia ostropestu. Oczywiście efekty jak za każdym razem są świetne, ale nie stałe. Jestem przekonana, że pomogłaby zmiana sposobu żywienia. Jednak jest mi bardzo trudno zmienić swoje nawyki żywieniowe. Jako dziecko byłam niejadkiem, teraz za to nadrabiam. Uwielbiam jeść :) Oczywiście jeść nie to, co jest dla mnie odpowiednie. Póki co, staram się przede wszystkim więcej pić i pić herbaty ziołowe, a nie herbatę czarną. Wynalazłam też w internecie książkę "Odżywianie w łuszczycy. Wpływ diety na stan skóry" Magdaleny Kurzyp, myślę, że się w nią zaopatrzę i stopniowo zacznę stosować zawarte w niej wskazówki.

Książka dostępna w sprzedaży, znajdziecie ją TU

I na koniec wpisu, to czym zajęłam się na początku :D
Schudnąć podobno można jeśli tylko się chce ;) Tak więc od stycznia ograniczam się z jedzeniem i chodzę na siłownię. Nie mogę powiedzieć, żebym zrezygnowała całkowicie ze słodyczy, ale ilościowo na prawdę mocno się ograniczyłam z jedzeniem i to nie tylko słodkości i przekąsek, ale ogólnie wszystkich posiłków. Na siłownię chodzę 3 razy w tygodniu, na dwie godziny. Za każdym razem staram się spędzić godzinę na  bieżni, czy to biegając, czy też chodząc. Zawsze też robię ćwiczenia na mięśnie brzucha. Dodatkowo maszyny i co środę zajęcia "TBC + brzuch". Efekty niestety mnie nie zadowalają. Chciałabym, żeby waga spadała i spadała ... W pierwszych dwóch tygodniach schudłam 2 kg, potem waga się zatrzymała. Niby wiem, że szybko, łatwo i przyjemnie to się tyje, a nie odwrotnie, ale mimo wszystko ... minęło już 1,5 miesiąca. W internecie piszą, że "najlepiej chudnąć 0,5 - 1 kg tygodniowo", a ja nawet tego minimum nie schudłam. Mierzę się, z nadzieją, że jak nie kg, to cm mnie podniosą na duchu, ale nie mam pewności, czy zawsze w tym samym miejscu się zmierzyłam. Zresztą  wystarczy, że miara trochę się zawinie i ten cm to naleci.  Według moich zapisków od 03 stycznia straciłam 7 cm w brzuchu i 4 cm w biodrach. W brzuchu mniej, bo w końcu nie chodzę ciągle z pełnym, rozepchanym żołądkiem ;) I tak prawdę mówiąc to właśnie o ten mój brzuch najbardziej mi chodzi. Po dwóch ciążach i dwóch cesarkach wygląda jak ... nie napiszę jak, bo może właśnie ciasteczko jecie, albo śniadanie :D Jak znowu będę miała płaski brzuch, wcięcie w tali, to przestanie mnie interesować ile ważę :D 

Piszę tu na blogu o moich planach, a w szczególności o odchudzaniu, licząc na wsparcie z Waszej strony. I na to, że jak już stracę resztki zapału (który już przygasa) "kopniecie mnie w tyłek" i każecie wziąć się do roboty. Na siłownię póki mam karnet będę chodzić. Potem przerzucę się na bieganie po lesie i okolicy. Problem mam jednak z dietą. Kusi mnie wszystko. Dzieci marudzą, nie dojadają, więc kusi mnie by po nich kończyć. Mąż o 22.30 robi sobie tościki z serem i szynką, które tak smakowicie pachną ... Siostra po siłowni,  zajeżdża pod Mc'Donaldsa ... Na samą myśl ślinka mi zaczyna cieknąć ... Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. Wczoraj miałam ochotę delikatnie mówiąc dać już sobie spokój z tą dietą.

Co dwa tygodnie będę się ważyć, mierzyć i pisać jakie są efekty. Liczę na to, że zajrzycie i napiszecie mi choć krótko "walcz" :) A może też próbujecie zrzucić kilka kg? biegacie? ćwiczycie  na siłowni? Macie dla mnie jakieś rady? Gdzie mam szukać swojej silnej woli?