świąteczny

Rotator

wtorek, 29 listopada 2011

Narodziny Wiktorii 24.11.2011 21.30

Czwartek. Rano ugotowałam pomidorówkę (tak na zaś), zrobiłam pranie, przygotowałam składniki na gulasz i usiadłam z książką w ręku, żeby odpocząć. 
Zaczął mnie boleć brzuch, żołądek, wątroba - nie mam pojęcia co. Pierwsza myśl, coś mi zaszkodziło. Wstawiłam gulasz, żeby się dusił i czekałam na męża, planując, że jak mi nie przejdzie to po obiedzie pójdę do lekarza. Niestety ból się zaczął nasilać do tego stopnia, że koło 15tej pisałam do męża, żeby już nie robił zakupów, tylko wracał prosto do domu i żeby mnie zawiózł do szpitala. 

Koło godziny 16tej byliśmy już w szpitalu. Zostałam przyjęta od razu po tym, jak przerwałam pani pielęgniarce wywiad mający na celu uzupełnienie tony papierów, wymiotami. Potem to już poszło szybko. Badanie ginekologiczne (wywiad), przyjęcie na salę, pobranie krwi, KTG, ... obchód lekarzy i w sumie zero informacji o tym co ze mną nie tak, a za jakieś pół godziny, gdy już mąż pojechał do domu, informacja, że będę miała lada chwila cesarkę, bo ciśnienie za wysokie, bo jakieś wyniki złe ... I znowu papierki do podpisania. Przygotowanie w bardzo szybkim tempie. O 21.00 leżałam już na stole operacyjnym (i kolejny wywiad, papierki do podpisnia) a o 21.30 urodziła się nasza Wiki :)

Te 30 min oczekiwania na pierwszy krzyk ... koszmar. 

Moment kiedy cieplutkie, wilgotne maleństwo przytulono do mojej twarzy :) niezapomniany :) Nadal widzę, jak te duże ciemne oczęta na mnie patrzą :) usteczka uchylają się, maleńkie rączki zaciśnięte w piąstki machają :)

Przez całą ciążę nie było problemów. Czytając o porodzie temat cesarki omijałam, bo przecież u mnie wszystko jest ok to urodzę normalnie. Tak więc jak usłyszałam, że będę cięta stwierdziłam, że nie wiem co mnie czeka. Wiedziałam tylko tyle, że dobrze jak tatuś jest na miejscu to po cesarce może dziecko kangurować. Na szczęście wszystko poszło dobrze :) 

Urodziło się nasze 2750 g = 53 cm Szczęścia :)

Wiki dostała 10 punktów w skali Apgar :) Ma piękną, ciemną czuprynkę :) jest szczuplutka, ale to szybko nadrobi :) ma paluszki jak pianistka :) i zdecydowanie długie stopy :) (podejrzewam, że jak już troszkę się zaokrągli to będą wyglądały bardziej proporcjonalnie :) )

Tatuś zdążył przyjechać na czas i kangurować swoje maleństwo :) 
Tatuś jest Wiki zachwycony :) to widać :) Pomaga przy Niej tyle ile może :) Ja karmię (pewnie jakby mógł to i to by zrobił :) ) On nosi ją, żeby się jej odbiło :) przewija, usypia, pilnuje ... I oczywiście w obowiązkach domowych pomaga, i załatwia sprawy "urzędowe" :) I okazuje nam tyle czułości :) 

Myślałam, że po porodzie będę się źle czuła we własnej skórze, a prawie mi nie przeszkadza to jak wyglądam - zdecydowanie zasługa męża :) 
Myślałam, że po porodzie będzie tak ciężko - póki co odpoczywam :) Zasługa i Wiki i jej Tatusia :)
Nie mówię, że jest zupełnie suuuper, bo oczywiście ciągle się o coś martwimy, nie wiemy czy tak powinno być, ... ale zdecydowanie jest dobrze. W sumie najstraszniejsze co nas teraz męczy, martwi to brak kupki, ale położna powiedziała, żebyśmy spokojnie poczekali, tak się zdarza, Wiktoria jest zdrowa. Fakt zachowanie Wiki nie wskazuje na to, że jest jej niedobrze, że coś ją boli.

Aha zanim opublikowałam posta kupa się pojawiła :) Przerwa między jedną a drugą kupą: niedziela ok 15ta - wtorek 16ta. Dłużyło nam się strasznie, bardzo martwiliśmy się, teraz już jesteśmy spokojni :)

Nasz Aniołek śpi po jakieś 3 godziny :) płacze tylko przy przewijaniu, jak jest głodna, śmieje się do  nas :) Wiem, że to takie nieświadome uśmiechy, ale bardzo nasz cieszą :) Do zdjęć jeszcze nie chce pozować, ale pewnie niedługo :) zacznie




poniedziałek, 28 listopada 2011

"Namiętność" Jeanette Winerson

Ostatnia książka, którą zaczęłam czytać przed porodem, jednocześnie pierwsza, którą zaczęłam czytać po porodzie :) Myślałam, że to taki zwyczajny romans, a jednak książka mnie zaskoczyła :) 

Jak zwykle cytaty, które wpadły mi  w oko:

"Byłaby inna gdyby Bóg jej nie zgwałcił. ... - Widzisz, kobiety lubią, jak się je traktuje z szacunkiem. Trzeba zapytać, zanim się je dotknie. Zawsze uważałem, że to było bardzo niewłaściwe ze strony Boga tak bez uprzedzenia wysłać do niej anioła i zrobić swoje, nie dając jej nawet czasu na uczesanie włosów. Nie sądzę, żeby mu to kiedykolwiek wybaczyła. Za bardzo się pośpieszył. Tak więc nie winię jej teraz za aż taką wyniosłość." [O Królowej Niebios]

Żeby nikt nie pomyślał, że cała książka jest w takim tonie napisane:

"Nie miałem pojęcia, jak smakuje nienawiść, taka która przychodzi po miłości. Jest ogromna, rozpaczliwa i gorąco pragnie okazać się niepotrzebna."

środa, 23 listopada 2011

Naleśniki

Tak sobie smażę naleśniki na obiad, słucham muzyki, przeglądam internet ... i podjadam :) I muszę przyznać, że póki co to najlepiej idzie mi podjadanie :) 

Wiki albo czeka na weekend, żeby tatuś na 100% był przy niej gdy przyjdzie na ten świat, albo chce być punktualna "28go się urodzę tak jak to w planach było", albo chce żeby mamusia sobie odpoczęła, lub raczej zrobiła to co zaplanowała :) A mamusia ciągle do listy jeszcze coś dopisuje :)

Uwielbiam głos Turnau'a :)

poniedziałek, 21 listopada 2011

Pożegnanie

Pierwszy dzień wolny od pracy, wyspałam się, poleniłam ... byłam w pracy pożegnać się. Domyślałam się, że koleżanki coś przygotowały na tę okazję :) ale nie spodziewałam się tak wielu prezentów :) Dostałam mnóstwo rzeczy, które z pewnością przydadzą się :) 

Posiedziałam z nimi chwilę, pogadałam ... ale jakoś mi tak dziwnie było. Być może przez to, że nie mam pewności co do przyszłości, nie wiem czy jeszcze będziemy miały okazję razem pracować ... A co by nie mówić, dobrze mi się z nimi pracowało. W szczególności mam na myśli te koleżanki, z którymi musiałyśmy wszystko ogarnąć gdy stara ekipa pracownic odeszła. 

Mam nadzieję, że jeszcze do nich dołączę.


Jesień chyba dobiega końca. Co dzień jest coraz bardziej szaro, słońce nie świeci już tak mocno. Drzewa zgubiły prawie wszystkie liście. Zima, w tym roku bardzo powoli, ale jednak zbliża się.

"Przepis na małżeństwo doskonałe" Morag Prunty

 Właśnie skończyłam czytać. Po drodze popłakałam się. Zapisałam wiele cytatów ... Cytując opis na okładce "Książka jest pełna życiowej mądrości". Polecam :) nie tylko mężatkom.

"Oświadczając mi się Dan powiedział, że uczyni mnie szczęśliwą. Nie miał racji. Nikt nie jest w stanie uczynić drugiego człowieka szczęśliwym - szczęście bierze swój początek wewnątrz nie na zewnątrz. Dan mnie kocha, w to nie wątpię, ale Jego miłość to za mało. Ja powinnam także go kochać."

"... Jest też miłość innego rodzaju. Taka, która skrada się powoli, tak że człowiek nie od razu rozpoznaje w niej prawdziwe uczucie. Z każdym dniem przybiera na sile, lecz na tyle nieznacznie, że niemal niezauważalnie. Wreszcie wypełnia serce po brzegi i odtąd nigdy już nie opuszcza."

"Wielka płomienna miłość wybuchająca niczym fajerwerek równie szybko gaśnie. Uczucie długo rozpalane, którego ogień jest wciąż troskliwie podtrzymywany, ma znacznie większe szanse na przetrwanie, dając przy tym więcej ciepła i czyniąc więcej dobrego. Jaka szkoda, że tylko długie i ciężkie życie może człowieka tego nauczyć."


" ... życie bywa ciężkie, a jednak to my często czynimy je we własnych oczach cięższym, niż jest w rzeczywistości."

"Moim zdaniem sztuka odnalezienia szczęścia w życiu sprowadza się do tego, by umieć dostrzec, kiedy jedno nieszczęście się skończyło, a drugie jeszcze nie nadeszło. Jeśli nigdy nie byłam zadowolona z tego, że jestem żoną Jamesa, to dlatego że nie chciałam być zadowolona. Ile razy patrzyłam na swojego męża, tyle samo razy widziałam nie to, kim jest i zawsze był, lecz to, kim nie jest i nigdy nie będzie. Jednym słowem szukałam dziury w całym i niepotrzebnie się umartwiałam."

"O śmierci można myśleć, można nawet o niej mówić, można poddać się wyrokom Opatrzności, ale nic nie jest w stanie człowieka przygotować na odejście bliskiej osoby."

"Miłość może zamieszkiwać czyjeś serce i umysł i przybierać rozmaite formy. Moje uczucie do Michaela było istną fantazją, wymysłem, jeśli nie liczyć tych paru letnich tygodni, kiedyśmy byli razem. To co czułam do Jamesa, było trwałe, i tylko takie uczucie się liczy na tym świecie: miłość wymagająca poświęceń, kompromisu, dzielenia się z drugą osobą, wytrwałości. Taka właśnie jest prawdziwa miłość: namacalna, trudna, łagodna ... Taka, którą się ma na wyciągnięcie ręki, która w razie potrzeby ratuje z opresji i ochrania ... Wyglądająca i pachnąca znajomo, smakująca dobrze, choć nie zawsze słodko ..."

"Myślałam, że nie można z kimś być, dopóki się go nie pokocha. Teraz wiem, że nie można kogoś pokochać, dopóki się z nim naprawdę nie jest."




sobota, 19 listopada 2011

Wolne

W poniedziałek idę do pracy ostatni raz. Właściwie idę już tylko po to żeby się pożegnać. 

Długo zastanawiałam się kiedy jest ten odpowiedni moment i w końcu zdecydowałam, że ostatni tydzień przed terminem porodu to już na tyle blisko, że może jakoś wytrzymam w domu :) 

Boję się jednak. Przede wszystkim boję się swoich myśli, kto wie co nawiedzi mój umysł. Boję się, że mając dużo więcej czasu będę tylko "nasłuchiwać" sygnałów mojego ciała, a mój mózg będzie wszystko co nieznane przeradzał w "dzieje się coś złego". 

Z drugiej strony, wszyscy mówią, że początki są ciężkie, "wyśpij się póki możesz", "jedz na co masz ochotę, póki możesz" ... jakby można było tak na zapas :) Biorąc pod uwagę rady, faktycznie w ostatnim tygodniu planuję się wyspać :) - ciekawe tylko czy będę mogła spać, czy myśli mi na to pozwolą - planuję gotować to na co zazwyczaj nie było czasu bezpośrednio po pracy, czyli pewnie przy małym dziecku tym bardziej czasu nie będzie. Planuję jeszcze dziś zrobić sobie listę rzeczy/spraw do załatwienia. Planuję oczywiście trochę poczytać o trudnych początkach macierzyństwa :) i czytać w ogóle :)

***

Co jakiś czas zerkam na zdjęcie z usg, na tę maleńką buźkę i próbuję sobie wyobrazić jak wygląda nasza Wiki :)

czwartek, 17 listopada 2011

Od rana mam dobry humor :)

Wystarczyło miłe zdanie na chacie :) Mąż to potrafi  :)

"Yllluś
musze Ci coś wyznać
nie mam odwagi mówić tego prosto w oczy
wiec napiszę teraz
kanapki, które robisz mi do pracy... są obłędne!!
mniam mniam"

wtorek, 15 listopada 2011

Miałam wyczyścić konto :)

Byłam w bibliotece, miałam oddać książkę i nic nie wypożyczać, żeby terminy mnie nie trzymały, żeby nie było konieczności oddania książki, ... w czasie kiedy całym naszym światem stanie się Wiktoria :) 

Niestety plany planami :) Książkę oddałam i wypożyczyłam pięć innych w to miejsce. Co prawda są to książeczki raczej niż książki, tycie tyciusie :) ale jednak ... nie powstrzymałam się :) Jeszcze dwie książki ostatnio pożyczyłam od siostry męża ... a na półkach stoi masa własnych nieprzeczytanych.

Co tam :) a więc mam na swoim stosiku: 
  • "Blondynka w Amazonii" Beata Pawlikowska,
  • "Zła godzina" Gabriel Garcia Marquez,
  • "Piknik pod Wiszącą Skałą" Joan Lindsay,
  • "Namiętność" Jeanette Winterson,
  • "Przepis na małżeństwo doskonałe" Morag Prunty,
plus dwie z zasobów rodzinnych:
  • "Mamzille mamuśki z Manhattanu" Jill Kargman,
  • "Sklepik z marzeniami" Stephen King,
oczywiście jeszcze sporo ebooków i kilka książek na tematy niemowlęco-dziecięce  też mam.

Jak widać i dużo i różnorodnie ... ciekawe tylko czy będę miała czas na to czytanie, jak jakoś ostatnio tego czasu coraz mniej i mniej ...
Ciekawe, którą z tych książek wezmę ze sobą na porodówkę ;)

Póki co zerknę sobie na te książeczki i lecę gołąbki bez zawijania robić :) (Idę na łatwiznę :) ale to pierwszy raz i jak nie będą mi smakowały to ostatni :) )

czwartek, 10 listopada 2011

Ograniczona

Siedzę sama w domu, mąż z siostrą pojechał na zakupy, ja zostałam, w sumie z własnej nieprzymuszonej woli, ale jednak nie jestem przekonana, co do tego czy dobrego wyboru dokonałam.

Wiem, że w sklepie masa ludzi i jakbym pojechała to pewnie zmęczyłabym się. Nie mam potrzeby jechać,wszystko kupione, nawet jeżeliby coś trzeba ... to przecież mąż może kupić. Siedząc w domu nie muszę nic robić (znalazłoby się coś do zrobienia, ale generalnie wszystko może zaczekać do jutra, jutro przecież wolny dzień). Wydawałoby się super, tylko się cieszyć i korzystać z okazji. Wyciągnąć nogi, podrzemać, cokolwiek ..., jednak coś się we mnie buntuje. Nawet nie wiem przeciw czemu.

Jestem w końcowym etapie ciąży i powinnam więcej odpoczywać, wiem o tym, ale jakoś to "nie współgra" z moimi potrzebami. To znaczy nawet jak czuję zmęczenie, to mimo wszystko CHCĘ zrobić to i to, nie chcę z tego zrezygnować ... Jestem uparta, nie lubię być ograniczana ... chyba o to chodzi. Bo o co innego? 

Niby nikt mnie nie ogranicza, a jednak jestem ograniczona. Pracuję normalnie, jak wszyscy. W domu wykonuję swoje obowiązki. Póki co nie wiele się zmieniło, w stosunku do dotychczasowego życia. Mimo wszystko czuję się ograniczona. Chociażby tak fizycznie ... chodzę już znacznie wolniej, jak wdrapię się na to 4 piętro to złapać oddech jest mi coraz ciężej, odczuwam spuchnięte nogi i zmęczenie na koniec dnia ... Czy to bunt przeciwko fizycznej "niemocy"? Czy może to bunt przeciw ograniczeniom i zmianom , które w bliskiej przyszłości nadejdą? 

niedziela, 6 listopada 2011

Stres

Już jakiś czas temu, pytano się mnie "Stresujesz się? Denerwujesz ..." Wtedy jeszcze nie, ale teraz ... Zdecydowanie dociera do mnie, że już w zasadzie w każdej chwili mogę zacząć rodzić ... Tak stresuję się.

Staram się jak najmniej myśleć o tym czego się boję, zająć się czymś. Na szczęście jeszcze pracuję :) więc w tygodniu do południa mam zajęcie nie pozwalające zbyt dużo rozmyślać :) Na popołudnia też zajęcia jakieś się znajdują. W weekend, jak już ogarnęłam wszystko pościągałam sobie różne ebooki o maluchach w pierwszym roku życia, o różnych problemach ... i na spokojnie sobie czytam. 

Spodobała mi się jedna broszurka: Apel Twojego dziecka :) chyba sobie taką wydrukuję i powieszę w dobrze widocznym miejscu :)

wtorek, 1 listopada 2011

Coraz bliżej

Być może dziś nie jest odpowiedni dzień na pisanie o narodzinach, ale ostatnio tak rzadko piszę, więc choć kilka słów ...

Termin porodu mam wyznaczony na 28.11.11 więc jest już dość blisko. Mało tego nie wiem skąd, ale mam przeczucie, że ten dzień nadejdzie wcześniej i nasze maleństwo urodzi się tak jak ja jakieś 2 tygodnie przed terminem. 

Z jednej strony nie mogę się doczekać. Chciałabym już mieć je w ramionach :) chciałabym już widzieć, wiedzieć że jest zdrowe ... przytulić, pocałować , zobaczyć tatusia z córeczką na rękach :) Z drugiej strony obawiam się, samego porodu i tego co później będzie. Czy sobie poradzę/imy? Jak będzie wyglądało nasze życie we troje, właśnie już nie we dwoje tylko troje :) Niby i ja i mąż wiemy, że będzie inaczej ... ale czy jesteśmy na to gotowi? Jestem przekonana, że nasze wyobrażenie co do macierzyństwa, ojcostwa jest póki co ... właśnie, to tylko wyobrażenie, a rzeczywistość będzie pewnie zupełnie inna. Czy poradzimy sobie z tą rzeczywistością? 
I takie zwykłe obawy o kwestie finansowe, o pracę po macierzyńskim (chciałabym z domu pracować, przez internet, ale choć wstępnie była mowa o tym, że będę miała taką możliwość, nie jest to do końca takie pewne).

Przyszłość jest wielką niewiadomą. Ludzie różnie sobie z nią radzą. Patrząc choćby na koleżankę, która niedawno rodziła widzę, że jest ciężko, pojawiają się problemy małżeńskie, człowiek potrzebuje pomocy innych (o przykładowo mamy gotującej obiady :) ) Obiadów troszkę na zapas przygotowujemy, więc będzie można w razie potrzeby wyjąć coś z zamrażarki, rozmrozić i odgrzać, ale jak można uprzedzić i zapobiec problemom między żoną, a mężem? Znam siebie samą i wiem, jaka potrafię być dla bliskich gdy jestem zła, zmęczona, coś nie idzie po mojej myśli ... w stosunku do męża mocno się pilnuję, żeby "nie wyładowywać" się na nim, ale czy jak przybędzie problemów, jak będę niewyspana, zmęczona ... dam radę? 

A brak seksu, przez długi jak dla nas czas połogu, jak wpłynie na nasze relacje? Ostatnio słyszałam zarówno o koleżance koleżanki, która i przez 9 m-cy ciąży i później po porodzie w ogóle nie miała ochoty, nie chciała ... a mąż wiadomo potrzeby ma. I słyszałam o odwrotnym przypadku, mąż towarzyszący przy porodzie później nie chciał .... w każdym razie ze swoją żoną. 

Właśnie kwestia porodu. Lepiej jak mąż przy porodzie jest, czy lepiej jak nie widzi żony w tym stanie? Czytam w internecie o tym, słucham co inni mówią i wychodzi na to, że jak w każdej sprawie nie ma jednego dobrego rozwiązania. 
Chciałabym, żeby mąż był ze mną. Czułabym się bezpieczniej wiedząc, że jest obok, że mogę w każdej chwili chociażby o coś poprosić go. Czy chociażby takie słowa wsparcia "jeszcze trochę, dasz radę, dobrze ci idzie ..."
Mąż mówi, że jeżeli ja tego chcę to on będzie ze mną, ale czy On jest gotowy? Poprosiłam Go, żeby przemyślał wszystko. Żeby uczestnictwo w porodzie było Jego decyzją. Z tym, że On tak sama jak i ja nie wie czego może się spodziewać ...

Miało być kilka słów, a piszę i piszę ... Pora kończyć. Czas przygotować się do wyjścia.