Być może dziś nie jest odpowiedni dzień na pisanie o narodzinach, ale ostatnio tak rzadko piszę, więc choć kilka słów ...
Termin porodu mam wyznaczony na 28.11.11 więc jest już dość blisko. Mało tego nie wiem skąd, ale mam przeczucie, że ten dzień nadejdzie wcześniej i nasze maleństwo urodzi się tak jak ja jakieś 2 tygodnie przed terminem.
Z jednej strony nie mogę się doczekać. Chciałabym już mieć je w ramionach :) chciałabym już widzieć, wiedzieć że jest zdrowe ... przytulić, pocałować , zobaczyć tatusia z córeczką na rękach :) Z drugiej strony obawiam się, samego porodu i tego co później będzie. Czy sobie poradzę/imy? Jak będzie wyglądało nasze życie we troje, właśnie już nie we dwoje tylko troje :) Niby i ja i mąż wiemy, że będzie inaczej ... ale czy jesteśmy na to gotowi? Jestem przekonana, że nasze wyobrażenie co do macierzyństwa, ojcostwa jest póki co ... właśnie, to tylko wyobrażenie, a rzeczywistość będzie pewnie zupełnie inna. Czy poradzimy sobie z tą rzeczywistością?
I takie zwykłe obawy o kwestie finansowe, o pracę po macierzyńskim (chciałabym z domu pracować, przez internet, ale choć wstępnie była mowa o tym, że będę miała taką możliwość, nie jest to do końca takie pewne).
Przyszłość jest wielką niewiadomą. Ludzie różnie sobie z nią radzą. Patrząc choćby na koleżankę, która niedawno rodziła widzę, że jest ciężko, pojawiają się problemy małżeńskie, człowiek potrzebuje pomocy innych (o przykładowo mamy gotującej obiady :) ) Obiadów troszkę na zapas przygotowujemy, więc będzie można w razie potrzeby wyjąć coś z zamrażarki, rozmrozić i odgrzać, ale jak można uprzedzić i zapobiec problemom między żoną, a mężem? Znam siebie samą i wiem, jaka potrafię być dla bliskich gdy jestem zła, zmęczona, coś nie idzie po mojej myśli ... w stosunku do męża mocno się pilnuję, żeby "nie wyładowywać" się na nim, ale czy jak przybędzie problemów, jak będę niewyspana, zmęczona ... dam radę?
A brak seksu, przez długi jak dla nas czas połogu, jak wpłynie na nasze relacje? Ostatnio słyszałam zarówno o koleżance koleżanki, która i przez 9 m-cy ciąży i później po porodzie w ogóle nie miała ochoty, nie chciała ... a mąż wiadomo potrzeby ma. I słyszałam o odwrotnym przypadku, mąż towarzyszący przy porodzie później nie chciał .... w każdym razie ze swoją żoną.
Właśnie kwestia porodu. Lepiej jak mąż przy porodzie jest, czy lepiej jak nie widzi żony w tym stanie? Czytam w internecie o tym, słucham co inni mówią i wychodzi na to, że jak w każdej sprawie nie ma jednego dobrego rozwiązania.
Chciałabym, żeby mąż był ze mną. Czułabym się bezpieczniej wiedząc, że jest obok, że mogę w każdej chwili chociażby o coś poprosić go. Czy chociażby takie słowa wsparcia "jeszcze trochę, dasz radę, dobrze ci idzie ..."
Mąż mówi, że jeżeli ja tego chcę to on będzie ze mną, ale czy On jest gotowy? Poprosiłam Go, żeby przemyślał wszystko. Żeby uczestnictwo w porodzie było Jego decyzją. Z tym, że On tak sama jak i ja nie wie czego może się spodziewać ...
Miało być kilka słów, a piszę i piszę ... Pora kończyć. Czas przygotować się do wyjścia.
Ja myślałam, że mamy realistyczne wyobrażenie o rodzicielstwie. I było chyba tak nawet naprawdę. Ale i tak wszystko nas mocno przytłoczyło i można powiedzieć, że przez jakiś czas byliśmy w lekkim szoku :)
OdpowiedzUsuńDziecko to mega próba dla związku. Nie ma już czasu na budowanie relacji. I nie o to chodzi, żeby negatywne emocje hamować, tylko, żeby umieć sobie z ich wybuchem poradzić. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że z dnia na dzień jest łatwiej. Dziecko staje się częścią rodziny, częścią nas, wrasta w nasze życie. Trudne dni mijają - o tym mimo zmęczenia trzeba pamiętać. A potem jest pierwszy uśmiech, maleńka rączka łapiąca za nos, "mama", maleńkie stópki, maleńkie plecki... mmm... kawałek nieba :)
Dzieci są różne (nic odkrywczego). Dobrze jest przyjąć je takim jakie jest. Może nam się marzy spokojny, przysypiający większość dnia noworodek, albo radosne niemowlę, które daje popracować w domu! :) A potem się okazuje, że nasze dziecko jest pewnym siebie i swoich potrzeb szkrabem, które kiedyś mocno będzie stąpał po ziemi, ale póki co wymaga naszych rąk niemal przez całą dobę. Zapomnij o planach. Będzie na to czas, kiedy się trochę poznacie.
Mój mąż był przy porodzie. Nie wyobrażam sobie tego inaczej. Ale nasz związek jest taki, że nie mieliśmy cienia wątpliwości co do tego, że razem chcemy powitać nasze dziecko, w ten właśnie sposób. Nie zastanawialiśmy się jak to będzie z seksem 'po'. Był chyba wtedy dość nisko na liście priorytetów.
Ylllo, nie martw się, dasz radę, potem też sobie poradzicie. Wiem po sobie, zupełnie sobie tego nie mogłam wyobrazić jak to będzie, a jakoś się ułożyło, zobaczysz, że dużo rzeczy robi się tak instynktownie, i taka przemiana w nas następuje jak już jest z nami Maleństwo.
OdpowiedzUsuńMój mąż przy porodzie tez był, bardzo pomógł. dużo wyniósł ze szkoły rodzenia. Także była na zajęciach mowa o tym, że kobieta w połogu potrafi być jak tornado z huraganem razem wzięte, mąż musi wtedy przymknąć oko na humory i nie brać ich do siebie.
Przygotujcie się na zmiany, poświęcenie, miejcie ich świadomość, ale nie bójcie się. I pamiętajcie, nie musicie być idealni.
Trzymam kciuki i życzę Wam wszystkiego dobrego!
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńJa często, pomimo obaw, myślę sobie, że skoro nasi rodzice, dziadkowie ... z dużo mniejszym dostępem do wszelkiego rodzaju informacji, w dużo trudniejszych warunkach radzili sobie, to i my damy radę :) Tak damy radę :)